Znowu problemy w wymianą pieniędzy. I jeszcze jak ból- dajesz człwoieku pani w okienku 100 a dostajesz 16 monetek. Łot (czy jak on się nie zwie) jest mocniejszy od funta. Koszmar.
Drogi dobre, autostrady bezpłatne ( my nie płaciliśmy...pozdrawiamy Herr Gajdę). Gotujemy na parkingach, w przerwach gramy w piłkę- i jesteśmy coraz zajebistsi.
Na Łotwie zauważyliśmy Informacje Turystyczna i zrobiliśmy napad kradnąc rózne mapki. Przy okazji zwiedziliśmy zamek Bauskaj. Pochasali trochę poarmatach, głupich fot narobili i w drogę. Jako, że wluta mocna a my mamy w persketywie tylko coraz to droższe kraje, postanowiliśmy trochę zaoszczędzić i nie spać na kempingu tylko rozbić się gdzieś na dziko. Przy głównje drodze krajowej, o dziwo, nic nie mogliśmy znaleść. Pojechaliśmy więc do Jurmali, modnego kurortu nadmorskiego w nadzieji na ładne miejsce na dziko albo tani kemping. Nie znaleźli ani jednego ani drugiego. Pzreszliśmy się więc zatłoczoną plażą i dlaiśmy upust naszym voyerystycznym tendencją oglądając z kocyka start balonu ( nie wystartował w końcu, ale długo się przymierzał). Jedziemy dalej, obijamy w jakaś mała drogę, potem następną. W las raz, potem kolejny raz. Tu nie, tam nie, tu domy, tam droga. W końcu znależliśmy odpowiednie miejsce w lasku. Trochę się na początku baliśmy, że jak nam przyfasolą karę w tych ich łotach, to się nie wypłacimy do końca roku. Ale ryzyk-fizyk. Rozbijamy sie. Komisyjnie zatwierdziliśmy miejsce. Ale zaczynamy mieć coraz gorszego pietra. Ela ocenia swoj starh na 8, Sko na 3. Ale to i tak wysoko. Wyobraznia zaczyna nam pracować na zwiększonych obrotach, każdy szmer wydaje się conajmiej krwożercyzm niedzwiedziem albo bandą rozbójników alibaby z nożami pryzgotowanymi na gardła biednych polskich turystów. Gotujemy obiad, ścmienia się coraz bardziej, namioty jeszcze schowane. Jakby mama nas widziła, to by zawalu dostała. Ale mama nie widzi. Jemu zupę, a mnie zaczyna szyja boleć od rozglądania się na boki. Stokroć bardziej niebeizpiecznie jest u nas na kochanej Pradze, gdzie żulki piją przy murku, ale jakiś głupi irracjionalny starch każe nam bardzo szybko z tamtąd uciekać. Jednak nie zaoszczędzimy. W miedzy czasie zrobiło się już ciemno, więc pędzimy w stornę rygi, mamy pewnie około 30 km. Nie zgubiliśmy się. Nagle patrzymy a tu przy drodze znaczek kempingu. No to skręcamy, i dojeżdzamy do zupełnie pustego ale bardzo fajnego ośrodka. Przyjmuje nas miły pan Łotysz, z którym dogadujemy się po polsku- migowu. Wszystko pięknie i tanio- połowa tego co szykowaliśmy się zapłacić. I internet jest. Niemalże padamy sobie w objęcia i gęby cieszą się nam naj głupim do sera. Takie z nas hojraki od siedmiu boleści...Na razie więć nie zanosi się żebyśmy mieli oszczędzać na kempingach. Może to i lepiej, bo będzimy się przynjamiej regularnie myć.
Dziś (31.07) zwiedzmay Rygę, potem Tallin, chyba, że skorzystamy z zaproszenia pana u którego dziś nocujemy i wrócimy tu na noc.