Poprzedniej nocy zamiast suszyć włosy suszarką po prysznicu weszliśmy wszyscy do sauny. Korzystając z tego, że tam ciepło i sucho rozwiesiliśmy mokre ręczniki i zrobiliśmy sobie suszarnię. Rano ruszyliśmy w stornę Tallinna.
Skierowaliśmy się prosto do portu. No może nie tak prosto, bo oznakowanie było koszmarne, albo raczej w ogóle go nie było. Niemniej jednaj jakoś się udało. W porcie udaliśmy się na terminal A, żeby obczaić jakieś promy do Helsinek albo do Sztokholmu. Ulotka wyglądała objecująco, promy od 23 do 39 euro, średnio co godzinę, trzy linie. Pani w informacji turystycznej ostrzegła nas żebyśmy brali jakikolwiek prom, bo może nie być miejsc na samochód. Kombinowaliśmy jak tu najkorzystniej wyjść finansowo. Poszliśmy do terminalu D, obchodząc gignatyczną keję na dwa wycieczkowce, co nam zajęło koło 20 minut. Tam dowiedziliśmy się, że miejsc na korzystniejszy dla nas prom do Sztokholmu miejsc nie ma. Dalej kombinowaliśmy. Postanowiliśmy popłynąć jutro. Ale nie. Na jutro miejsc nie ma! Njabliższe na 05.08. Bardzo nie chcieliśmy utknąć w tym kraju spa i wiecznej zmarzliny na głębokości 10 cm pod powierzchnią ziemi uniemożliwiającą wbicie śledzia na pełną głębokość. Pognaliśmy więc na terminal A szukać pormu do Helsinek. Gdziekolwiek! Okazało się, że też nie ma już miejsc i njabliższe są na czwartek. Posłaliśmy Piotra jeszcze raz na terminal D, żeby sprawdził inną linię a my prónowliśmy łapać neta, żeby obczaić jak w ogóle wydostać się z Estonii. Rozważaliśmy objechanie Bałtyku dookoła. Ale do Rosji by nas nie wpuścili (brak paszportów) a w Finlandii byłoby jeszcze gorzej bo musliliśbyśmy jechać pzre zkoło podbiegunowe. Ale jak na razie opcja ta wydawała się całkiem prawdopodobna. Już ostrzyliśmy widelce, żeby polować na renifery.
A tu nagle miracle! Jest miejsce. Zwolniło się jedno jedyne miejsce na promie do Helsinek na dziś na 16:30. Bierzemy! Natychmiast. Uff. Udało się. Gdybyśmy wiedziel, że tak może być, to byśmy mieli warty w kolejkach do okienien.
Mieliśmy więc 2 godziny na zwiedzenie Tallinna. Na szczęście było to wystraczjące, bo Tallinn ma małą ale niezwykłą starówkę, z zachowanymi murami średniowiecznymi i niesamowitą cerkwią, gdzie przez kratkę podglądaliśmy prawosłaną ceremonię zaślubin. Kuba poleciał szybiej z samochodem, a my wydać ostatnie korony estońskie na jedzenie. Muslieśmy wybiegać ze sklepu, bo jak się okazało, wszyscy musieliśmy być na pokłądzie samochodzu. Taki to był Turbo-Tallinn.
Na promie zmiast biletu dostaliśmy karteczkę ile alkoholu możemy kupić. Prom był zapełniony Finami uprawiającymi turystykę alkoholową. Na początku było kulturalnie, ale pod koniec rejsu wszyscy się zataczali ciągnąc wózki wyełnione alkoholem. Nas nie było stać na piwo. Stoimi gorzje niż fińscy żule...
Na promie bujało i wiało, zimno było. Wejście do portu w Helsinkach było piękne, prowadziło przy malutkich wysepkach i resztach starych zabudowań. Na miejscu poglaniśmy pod informację turystyczną, żeby się czegoś dowiedzieć i skorzystać z neta. nie dowiedizliśmy się nic, bo zamknięte ale z neta skorzystaliśmy. Zabookowaliśmy tani rejs do Sztokholmu na wtorek z Turku, siedząc w samochodzie pod wi-fi. Znależliśmy też jakieś kempingi w pobliżu. Jak już maieliśmy zapewniony byt udaliśmy się na zwiedzanie. Była godizna 22, ale słońce dopiero co chyliło się ku zachodowi.
Nawigowanie do Helsinkach okazało się awykonalne ponieważ nazwy ulic są koszarnie długie i nupełnie nie do wymówienia dla nas np: Kruunuvurenkatu albo Pohjoiseseplanadi. Czytaliśmy więc 3 pierwsze literki. Poza tym oznakowanie dróg jest jakieś tajemnicze, a autostrada zaczyna się dosłownie w środku miasta. Sami nie wiemy jakim cudem udało nam się dojechać do kempingu, bo za każdym razem kiedy już traciliśmy nadzieję pojawiał się znak. Kiedy dotarliśmy na miejsce powitał nas pan ochrniarz, który poinformował, że już zamknięte, i że możemy sobie jechać na drugi koniec Helsinek. Zapytaliśmy się o te namioty co stoją naprzeciwko kempingu, ale wyrażnie nie na terenie kempingu. Powiedział, że możemy się tam rozbić jeśli chcemy. Dla nas super. Ładny teren nas jeziorkiem, inni biwakujący, których z czasem robiło się coraz więcej, za darmo i legalnie. W Polsce właściciel kempingu od razu by zadzownił po policję. Tam spędziliśmy noc. Dzieczna zmarzlina jeszcze bliżej poweirzchni, śledzie wchodzą tylko na 1/4 w grunt. Zimno, mokro ale fajnie. Ciemno zaczęło robić się około 23:15.
Rano musimy wrócić się do Helsinek, pochodzić za dnia po mieście.