Ruszamy w Pragę, porzucając samochód na parkingu park and ride. Trochę mamy problem z biletami, ale udaje nam się dotrzeć na wzgórze zamkowe i pod katedrę św Wita, która jest wielka, gotycka i pełna turystów. Chcodzimy sobie po Pardze trochę smętni, tłumy nas męczą, musimy się posilać co chwila dobrymi kawami mrożonymi i kupowć sobie inne rzeczy na poprawę nastroju. Zeszliśmy z zamku, przez most Karola do placu Wacława, żeby obejrzeć zegar astromoniczny. Akurat trafiliśmy na pełną godzinę, melodyjkę i dziki tłum turystów.
Praga jest z pewnością piękna, ale dość ochoczo się z niej wyrwaliśmy w stonę Wiednia.
W Wiedniu na kempingu, którego standart był wprost oszołamiający, mieszczącym się nam pięknym , acz nie do końca modrym Dunajem, pękła nam rurka w namiocie, ale coś się przypięło, coś się naciągnęło i namiot stał. A my w nim, spaliśmy.