Wpis z dziennika kapitana eurocruisera Toyoty Karolli:
Mając na uwadze dużą odległość do Siedmiogrodu, po konsultacjach kapitana, pierwszego oficera i atlasu europy, podjęto decyzję o nieodwiedzaniu parku pomników w Budapeszcie - nie mieścił się na żadnym naszym planie i znalezienie go zajęłoby mam zbyt dużo czasu. Nie licząc drobnych korków z powodu przebudowy obwodnicy stolicy, przez Węgry sunęło się gładko autostradą w dobrym tempie. Zatrzymaliśmy się w miejscowości, gdzie mieliśmy w planach spożyć regionalny specjał - gulasz rybny. Prosta wiejska strawa okazała się jednak zbyt ciężka dla naszego portfela, dlatego zadowoliwszy się kanapkami ( z paprykarzem) ruszyliśmy dalej. Do granicy nadal jechało się dobrze. Opuszczanie strefy Schengen było roczarowaniem. Spodziewaliśmy się superszczelnej granicy, tymczasem celnik ledwie rzucił okiem na nasze paszporty. I oto jesteśmy.
Kraj: Rumunia
Drogi: Kręte, dziurawe, zatłoczone z brakiem możliwości wyprzedzania
Cel: Sighisioara, miasto Vlada III Palownika, znanego jako Drakula
Dystans do celu: za duży
Strefa czasowa: GMT +2
O zmiamie strefy czasowej trochę zapomnieliśmy i nagle zrobiło się późno. Natomiast nasze tempo jazdy spadło niemal dwukrotnie. Jednak w obawie przed dzikim krajem i jego mieszkańcami postanowiliśmy zatrzymać się dopiero w Trnsylwanii na nocleg. I tak dzielnie, nocą ciemną, mknęliśmy przez Karpaty. Aż do Sighisioary, która (o godzinie trzeciej nad ranem) zaskoczyła nas swoją zachodniością i turystycznością. Kluczyliśmy jeszcze godzinie po miasteczku szukając noclegu. Ale chociaż hotele były liczne, w żadnym nie było dla nas miejsca! Dopiero w jakimś hostelu, wyprosiliśmy dostawienie jeszcze jednego jednego łóżka i dzień zakończył się o 04:00 w tłocznym, śmierdzącym dormitorium w sercu transylwanii. Koniec wpisu.
Przypis od Aga:
Ag spał na dostawce w 10 osobowym dormitorium. Jeszcze alarm nam warjuje w samochodzie i włącza się ni z tego, ni z owego. Tej nocy też się włączył, ale Ag nie wiedział czy to sam z siebie, czy któs nam kombinuje przy samochodzie, więć spać nie mogł , co chwila podchodził do okna patzreć czy samochód stoi, trząsł się z zimna lub ze stresu. Chciałam już uciekać z tego hostelu, ale Sko na własne szczęscie za mocno spał i nie reagował na moje szturchanie. Miałam na szczęscie katar, i dopiero rano poczułam, jak tam strasznie smierdziało.