trans-bulg

Udało się przetrwać noc w Transylwani. Było cieżko, choć wampirów nie spotkaliśmy. Poszliśmy na spacer po okolicy i na Burg- zamek i stare, warone miasto, gdzie ponoć miał się urodzić Vlad Palownik.Dzień był nieprzyzwoicie słoneczny, ale zabójczo gorący. Nie mamy mrocznych zdjęć z zamczyska. Nawet na cmentarzu było słonecznie. Umierając z gorąca, kupiliśmy Sko tunikę do kolekcji (wygląda w niej trochę jak sanitariusz z psychiatryka).
Dalej w dróg. Jedziemy do Brasowa. Tempo nie tak świetne jak wczoraj ( 80 km w 2 godizny), ale i tak dłuży się. Braszów gorący, my na rowekach po nim. Zbyt gorąco, byśmy tam długo zabawili. W samochodzie- choć plecy się kleją do siedzenia, jest przynajmiej klima. Więc przemiezczamy się dalej. Co chwila musimy sobie strzelać kawkę, na co wydajemy fortunę.
Pzreprawa przez Bukareszt była wyzwaniem. Chcielismy zoabczyć stolicę Rumunii choć z okna samochodu, więc jechaliśmy pzrez centrum ( na odwodnicę i tak byśmy nie trafili), wsród blokowisk, osiedlowych dróżek, Rumińskich piratów drogowych i rozkopanych dróg ( z trzypasmowej arterii do jazdy został tylko chodnik). Jest mniej cywilizowanie niż w Siedmiogrodzie.
Mimo szczerych chęci nie udaje nam się dotrzeć na wybrzeże Bułagarii. Przekraczamy jednak granicę, gdzie pobierają od nas myto za przejazd mostem i sprawdzają winiety.
Zatrzymujemy się w hotelu po Bułgraskiej stronie. Cyrylica trochę utrudniała sprawę. Za 50 lwów dostajemy dwojkę, z własną łązienką, ręcznikami, kliamtyzacją i śniadaniem. Takich luksusów jeszcze na Eurotripie nie widzieliśmy.

Komentarze (0)