W Przemyślu jesteśmy niezbyt żywotni, nogi nas bolą. Brytyjczyk jedzie do Krakowa. My musimy czekać na nocny autobus wo warszawy. W miedzy czasie idziemy na spacer. Im dalej w Przemyśl tym większe dziwy i cuda. A to archikatedry, a to gotyckie prezbiterium z łupka kamiennego. I zamek i mnóstwo innych. A myśleliśmy, ze to jakieś tam robotnicze miasteczko. Miła niespodzianka.
PO całonocnej podróży przyjeżdżamy do wa-wy, wysiadamy na naszym międzynarodowym dworcu stadion, wita nas syf jakiego na Ukrainie nie doświadczyliśmy. No cóż, może będzie lepiej.