Wpis z dziennika kapitana eurocruisera Toyoty Karolli:
Przeżyliśmy! Dzień rozpoczął się bardziej trumatycznie dla mnie i nieco tylko mniej traumatycznie dla Aga. Poza słabym wyspaniem i potrzebą prysznica miałem jeszcze jedną niedogodność. Komary strasznie pogryzły mi stopy - kiedy się spryskiwałem anty-bzykiem miałem jeszcze buty. A na noc je zdąłem i zostawiliśmy otwarte okno, żeby dało się oddychać. Wredne małe bestie. Wiedzeni silną potrzebą kąpieli ruszyliśmy po szybkiej toalcie i śniadaniu w dalszą podróż. (cały nocleg nas wyniosł 4,5 eur- z toalete na stacji, która nagle rano zorbiłą się płatna i za śniadanie)
Niestety przydrożnych prysznicy w tym kraju nie mają, ale kiedy zmieniliśmy pańswo na inne trafiło się nam przy drodze maleńkie księstwo Monako. Swietna okazja na kąpiel i odrobinę zwiedzania. Jest tam kilka miast, ale nie ma między nimi żadnych granic. Całe księstwo to jeden wielki kurort przyklejony do stromych stoków górskich o konstrukcji piętrowej. Mnóstwo mostków, tuneli, ciasnych uliczek budynków nad ulicą i ulic nad budynkami. Chyba każdy centymetr kwadratowy jest tam na wagę złota. Po zjeździe serpentynami miejskimi na dół do morza, pan w informacji turystycznej pokazał nam na planie, że do plaży mamy daleko. Pogardziliśmy więc plażą - i tak mają ją sztuczną, zrobioną z importowanego piasku. Natomiast udaliśmy się do miejskiego basenu odkrytego nieopodal mariny i portu. Miał słoną wodę, ale i tak było przyjemnie i mogliśmy potem wziać prysznic. Tak doładowani pojechaliśmy dalej, już w znacznie lepszych humorach. Swoją drogą iekawe, jak działaa gospodarka takich małych państewek? Na pewno muszą dużo importować, ale co eksportują? Co się składa na ich PKB? Monako jest bardzo stare, od setek lat rządzone przez jeden ród i jakoś sobie dawali radę, ale czy przetrwali by dziś bez turystów? W drodze dalej, tymczasem, powoli zaczęło nam się klarować, ile damy radę dziś przejechać i rozważaliśmy nocleg w Marsyli, ale padło na znacznie mniejsze miasteczko - Awinion, miasto papieży. Zanim tam jednak dotarliśmy musieliśmy przejechać sporo francuskich autostrad, które są piekielnie drogie. W europie centralnej narzekaliśmy, że co kraj musimy kupować winietę za 10 euro, Ale tu musimy płacić 10 euro w budce średnio co 100km! Do tego mają bardzo drogą benzynę.
Avignon natomiast okazało się urocze z wspaniałą, zachowaną w całośi starówką, otoczoną niemal nieuszkodzonymi murami miejskimi. Nie było tam dużo do oglądania - pałac papieski, katedra, kilka placy, ale cieszyliśmy się klimatem. Nocleg na kempingu nas zaskoczył natoiast brakiem komarów i tym, że zamiast trawy wszędzie był pył, który bardzo nam wybrudził sprzęt i samochód.
Apropo sprzętu, tego wieczora udało mi się znaleść dziurę w naszym dmuchanm materacu. Nestety na pokrytej filcem stronie. Dokonaliśmy prowizorycznej napawy super-klejącą-super-mocną-tąśmą-wynalezioną-przez-Aga. Zobaczymy, jak się dziś nam uda wyspać. Koniec wpisu.