Jedziemy więc autobusem widmo z Ukraincami. Na granicy zabierają nam pierw staruszkę i młodzieńca. Młodzieńca oddają, staruszki nie. Ciemno się robi. O, Lwów. W pewnym momencie podchodzi do nas koleś i pyta "A wy gdzie wysiadacie?" a my "My nie znaju", on" Centrum?" my "Tak!", on "To trzeba było wysiąść na poprzednim przystanku"...Dzieki stary.Chcąc nie chcąc jedziemy dalej i wysiadamy na końcu trasy na dworcu autobusowym. Dookoła żywej duszy. Ag próbuje się spytać o drogę-po angielsku oczywiście. Nikt nie rozumie, ale jak zaklęłam szpetnie po polsku, to okazało się, że można się dogadać, bo wszyscy polski rozumieją. Spędzamy noc w hotelu na dworcu ;)