Nasza noc na szczycie była spokojniejsza dla Sko, bo mi śniły się różne niezbyt przyjemne rzeczy, a kiedy obudizałam się koło 5, nie widizałam, czy to tylko sen, czy ktoś rzeczywiście probował nas okraść. To był zdecydowanie tylko sen, noc minęła spokojnie. Rano zjedliśmy śniadanie w postaci chlaba z tuńczykiem z puszki, wypełnilismy anakietę dotyczącą naszej oceny schorniska. Wpsialismy się też do księgi pamiątkowej, pisząc rządowi Andory, że to starsznie fajnie, że utrzymują takie shcorniska, i że w Polsce to by nie przetrwało.Ruszyliśmy w dół, trochę wolniej niż w górę.
Kawa w dolinie, szybkie zakupy. Cała Andora to strefa bezcłowa, więc niektóre artukuły były sporo tańsze, przede wszystkim benzyna- tańsza niż w Polsce (niesamowite, to cokolwiek jest tańsze niż w Polsce?).
Do Barcelony dojechalismy względnie wcześnie. Nasz przewodnik podawał, że wokół Barcelony przy wybrzeżu mają być setki campingów, więc zachęcenie pojechaliśmy wybierać i przebirać. Znaleźliśmy pierwszy, a oni nam, że 32 euro. Podziekowaliśmy, i szukamy dalje. Na drugim zaśpiewali nam 41 euro. Więc dalej...a dalej nic! Zmęczeni i zgarzni, zobiliśmy sobie pzrerwę na kąpiel w morzu. Do Maca po internet. Zneleźliśmy jeden w dlaszej miejscowości za 26 euro. No, niech bedzie. Pojechaliśmy do niego. Okazało się, że to kawał drogi od Barcolony, a do wybru mamy albo płatną autostradę albo krętą drogę biegnącą wzdłuż nadmorskiego klifu.
Na campingu wyszliśmy jak Zabłocki na mydle, bo kiedy w końcu udało nam się dojechać do centrum Barcelony była już 19 i lada moment wszystko się zamykało, a my jeszcze starsznie błądziliśmy. Znaczna część Barcelony ma siatkę ulic złożoną z identycznych kwadratów, a wałściwie osiokątów, gdyż budynki mają pościnane rogi, i prostokątnych identycznych uliczek. Zadziwiająco trudno się po tym nawiguje.
Podjechaliśmy pod Segrada Familia- kościół Gaudiego- " z błota", która jest od dobrych 80 lat ciągle w budowie. Mieliśmy koszmarny problem z zaprakowaniem, bo choć miejsc parkingwych jest sporo, to wszystkie idealnie zajęte. Przesiedliśmy się na roweru i pomkneliśmy w gotycką dzilenicę a póznień na głowny deptak- Ramblas. Na koniec zajechaliśmy jeszcze do dośc obskurnej ale klimatycznje knajpki, gdzie zjedliśmy kolację: tapas- ośmiorniczki w sosie pomidorowym, hiszpańską tortillę z zmieniakami, do tego paellę, zapiliśmy odrobiną zimnej, owocowej sangrii.
Tzreba nam było z powrotem na camping, bo to starsznie daleko. Na miejscu stoczyliśmy kolejną bitwę z dziurawym materacem- tym razem Sko użyl "sekundowego lepidła"- naszej "kropleki" kupionje pod Pragą. Bałam się, że się materac od tego rozpuści, ale wygląda jakby było ok. Sprawdzimy w nocy.